środa, 11 lutego 2015

Prolog

Drake Merrin nigdy nie był alkoholikiem. Pił tylko okazjonalnie. Nigdy jeszcze nie uchlał się tak mocno, by mieć zwidy. Nie miał też zbyt wybujałej wyobraźni. Ani problemów z narkotykami. Był szanowanym prawnikiem. W jego zawodzie nie było miejsca na alkohol. Jak miał więc wyjaśnić to co teraz widział?
Ta "istota" weszła do jego kancelarii, nic sobie nie robiąc z strzałów ochroniarzy. Złapała jego sekretarkę za szyję i długo patrzyła jej w oczy. Drake słyszał hałasy w swoim biurze i wyszedł na korytarz sprawdzić co się dzieje. Stanął jak wryty, gdy ciało jego sekretarki uderzyło o ścianę obok niego. Jej głowa zwisała pod dziwnym kątem, a na ścianie, w miejscu gdzie uderzyła głową, pojawiła się czerwona plama. Drake długo nie mógł oderwać wzroku od masakrycznego obrazka. Jako prawnik widział już podobne, ale tylko na fotografiach. Nigdy jeszcze nic podobnego nie stało się w jego obecności. Krew barwiąca blond włosy kobiety przyciągała jego spojrzenie. Dopiero, gdy poczuł chłód stali na karku odwrócił wzrok od martwej kobiety. Bo, że była martwa nie miał wątpliwości.
-K...kim ty je... je...jesteś?-Zapytał nienaturalnie wysokim głosem.
Dziwny stwór przechylił głowę w bok czemu towarzyszyła seria zgrzytów. Drake mógł teraz przyjrzeć mu się uważnie. Miał postawę człowieka. Był kilka centymetrów wyższy od Drake'a. Przypominał ludzki szkielet, jednak jego żebra były złączone w metalową skrzynię. Kończyny wyginały się z odgłosem przypominającym drapanie paznokciami po tablicy. Czaszka była łysa, a metal odbijał światło żarówek. W pustych oczodołach lśniły czerwone czujniki.
Te czerwone oczy przyciągały uwagę bardziej niż czarny pistolet automatyczny w jego prawej ręce.
-Jesteś robotem?-Drake przełknął głośno ślinę patrząc na lufę karabinu wycelowaną w ziemię.
Dziwna istota nie odpowiedziała. Wyciągnęła rękę i szponiaste palce zacisnęły się na jego szyi. Drake poczuł, że jego nogi unoszą się kilka centymetrów nad ziemią. Zaczął wymachiwać nimi gwałtownie licząc, że uda mu się trafić maszynę i oswobodzić z uścisku. Ale robot trzymał go zbyt daleko, by mogły mu zaszkodzić jego kopniaki. Chwycił metalowe dłonie, które zaciskały się na jego gardle i próbował odciągnąć je od swojej szyi. Palce robota nawet nie drgnęły. Choć Drake'owi wydawało się to nie możliwe zacisnęły się jeszcze mocniej. Poczuł, że traci oddech. Jego płuca krzyczały z braku tlenu. Zaczął kopać nogami i drapać dłonie robota jeszcze bardziej rozpaczliwie. Przed oczami pojawiły mu się mroczki. Na szyi poczuł coś mokrego i ciepłego. Organizm błagał o porcję tlenu.
Jak długo człowiek może wytrzymać bez oddychania nim mózg zacznie obumierać? Cztery minuty? Trzy? Żałował, że nie przykładał się bardziej na lekcjach biologii, ale nawet gdyby wiedział, to co by się zmieniło? Miał zbyt mało czasu. Umierał. Nie mógł temu zaprzeczyć. Ciemność powoli wyciągała ku niemu swoje macki. Z chęcią się jej poddał.
Zanim jednak zasnuła w całości jego umysł usłyszał głos, którego nie chciał słyszeć nigdy więcej. Słowa wypowiadane były z trudem. Głos był tak mechaniczny i zimny, że wywoływał dreszcze od samego słuchania. Wymówione słowa tylko potęgowały ten efekt.
-Skończył się czas ludzi. Nadchodzi era Xany.
Drake nie miał już sił zastanawiać się nad tym, co to znaczy. Domyślał się jednak, że coś bardzo złego.